Informacje
velox z miasta Bezrzecze
503.00 km wszystkie kilometry
37.00 km (7.36%) w terenie
19h 16m czas na rowerze
15.21 km/h avg
37.00 km (7.36%) w terenie
19h 16m czas na rowerze
15.21 km/h avg
Kategorie
Znajomi
Moje rowery
Szukaj
Wykres roczny
Archiwum
- 2012, Czerwiec.1.0
- 2012, Marzec.1.10
- 2011, Wrzesień.2.13
- 2011, Sierpień.1.3
- 2011, Lipiec.2.12
Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2011
Dystans całkowity: | 210.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 105.00 km |
Więcej statystyk |
Pierwsza dwudniowa wycieczka. Dzień drugi
d a n e w y j a z d u
105.00 km
0.00 km teren
h
km/h
0.00 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
Wstaliśmy po 9 i udaliśmy się na śniadanie, które serwowane było w innym budynku. Świeże bułki, jajka na miękko, szyneczki, serki, tatar... I to wszystko na szwedzkim stole, więc bez wydzielonych porcji. Najedliśmy się naprawdę do syta, ja dodatkowo opędzlowałem cały dzbanek kawy.
Pogoda nie była już niestety taka ładna jak wczoraj, choć prognozy mówiły o temperaturze 20 stopni, czyli miało być cieplej niż poprzedniego dnia. Wróciliśmy do pokoju na krótki odpoczynek po śniadaniu i zabraliśmy się za pakowanie sakw.
(zdjęcie wykonane przez Filipa)
Wracając jeszcze na chwilę do tematu pokoju - miał on jedną dość nietypową cechę, a mianowicie akwarium w suficie, z zewnątrz wyglądało to tak:
A tutaj widok z okna:
Gdy już byliśmy spakowani i gotowi do drogi zaczęło padać. Odczekaliśmy więc jeszcze z pół godziny i wyruszyliśmy.
Jeszcze w Anklam złapał nas deszcz, na szczęście tylko kropił i po chwili ustał.
Trasę powrotną zaplanowaliśmy przez Ueckermunde, Rieth, Blankensee - na mapie wychodziło około 80km. Filip chciał jednak jeszcze odwiedzić miejscowość Kamp, do której musieliśmy odbić kawałek z głównej trasy. Pobłądziliśmy trochę już przy samym wyjeździe z Anklam, więc żaden z nas się już nie oszukiwał, że dziś będzie "do 80km".
Po 20km jazdy dotarliśmy do Kamp. Miejscowość sama w sobie nie jest ciekawa i oprócz mariny niewiele ma do zaoferowania, nas jednak interesował widok, jaki się stamtąd roztacza. Z Kamp doskonale widać pozostałości mostu kolejowego w Karnin.
Most wybudowany został w 1933 roku i łączył Świnoujście z Berlinem. 28 Kwietnia 1945 roku został wysadzony przez Wehrmaht z wiadomych względów. Pozostało jedynie środkowe, zwodzone przęsło. Dla znających niemiecki, więcej informacji: http://de.wikipedia.org/wiki/Hubbrücke_Karnin
Obecnie zbierane są podpisy pod pomysłem odbudowy mostu: http://www.karninerbruecke.eu/?lang=pl
Z Kamp wychodzą trzy trasy, dwie z nich to drogi, które pokonać można samochodem - przynajmniej według map Google, bo jak dla nas to by się raczej amfibia przydała:
Zaraz obok Kamp znajduje się szczególny las, a w nim spora kolonia lęgowa kormoranów. W lesie nie uświadczysz zielonego listka na drzewie, a to właśnie z powodu tych ptaków i ich trujących odchodów. Krajobraz trochę przerażający, można by tam spokojnie nakręcić film Sci-Fi o życiu po zagładzie atomowej.
Po wyjechaniu z tego uroczego zakątka okazało się, że niektórym z nas kormoranie kupy poprzyklejały się do sakwy :-) Trzeba więc było to jak najszybciej zmyć.
Gdy dojechaliśmy do Uckermunde i mieliśmy już 45km na liczniku jasne było, że w planowanych 80 km się nie zmieścimy - z samego Rieth jest 40km do Szczecina. Zaczęliśmy się powoli rozglądać za miejscem gdzie można by coś zjeść, a najlepiej bułkę z rybą :-). Pamiętałem, że kiedyś taka budka była w Rieth, na miejscu okazało się jednak, że jest zamknięta. Pogardziliśmy również jedzeniem z budki na trasie kolejki wąskotorowej z Rieth, co chyba nie było najlepszym pomysłem, bo we wszystkich kolejnych wioskach albo nie było gdzie zjeść, albo w jedynej jadłodajni w mieście było akurat wesele.
Ostatecznie znaleźliśmy otwartą restaurację w Blankensee (1km od granicy). Natrudziliśmy się nieźle, aby zamówić to co chcieliśmy po niemiecku, po czym gospodyni: "A Panowie to z Polski, tak?". Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się, że połowa mieszkańców Blankensee to Polacy, kawałek dalej odbywało się tam nawet polskie wesele. Wciągnęliśmy pierogi ruskie i zupę kartoflaną (porcje zacne, choć pierogi nieco niedoprawione) i najedzeni doczołgaliśmy się do Szczecina.
Pierwsza dwudniowa wycieczka. Dzień pierwszy
d a n e w y j a z d u
105.00 km
0.00 km teren
h
km/h
0.00 vmax
*C
HR max(%)
HR avg(%)
m kcal
W piątek rano razem z Filipem wyruszyliśmy ze Świnoujścia na podbój niemieckiego Pomorza Przedniego. Wycieczka ta miała być pierwszą dłuższą wyprawą Filipa, który na co dzień jeździ rowerem po Warszawie, ale przyznał się, że nie przekroczył nigdy dystansu dłuższego niż 40km na raz. Plan był więc taki, aby nie robić więcej niż 80km dziennie, a wyszło jak zawsze, o czym za chwilę.
Do Świnoujścia dotarliśmy pociągiem osobowym PKP, ze specjalnie przygotowanym przedziałem rowerowym (mocowania na rowery, itp ułatwienia, które widać poniżej).
Po przepłynięciu promem Odry skierowaliśmy się na północ, na spotkanie z trasą rowerową Berlin-Usedom (oznaczoną jako B-U na opencyclemap.org). Ze Świnoujścia do Niemiec nie jechałem jeszcze nigdy, więc byłem zachwycony przygotowaniem ścieżki - zarówno po stronie niemieckiej, jak i polskiej. Na samej granicy ustawione są obrotowe panele słoneczne, które najprawdopodobniej w dzień magazynują prąd na oświetlenie trasy.
W Ahlbeck zatrzymaliśmy się na bułkę ze śledziem. Drugie śniadanie zjedliśmy na plaży przy akompaniamencie szumu fal i śmiechu mew (które podobno mogą dożyć nawet wieku 30 lat - jedna z ciekawostek odkrytych na wyjeździe :-) )
Droga przez niemieckie kurorty nadmorskie jest bardzo ładnie przygotowana i dość szybko można ją pokonać, czasem tylko trzeba zejść z roweru i go przeprowadzić przez zatłoczone deptaki, o czym informuje oznakowanie. Ciekawy fragment trasy znajduje się również za Heringsdorf - tutaj z asfaltowej/brukowej ścieżki trzeba zjechać w las i pokonać kilka wzniesień - był to chyba najbardziej górzysty etap całej trasy.
Kolejny przystanek zrobiliśmy nad jeziorem w miejscowości Kolpinsee. W prawym dolnym rogu zdjęcia widać nasz kocyk piknikowy - Filip był przygotowany :-)
Na wysokości Tressenheide odbiliśmy na północ, jako że nasz plan zakładał wizytę w Peenemünde. Jest to miejscowość, która podczas II Wojny Światowej była głównym ośrodkiem badawczym III Rzeszy - to tam wynaleziono i produkowano rakiety V1 i V2, którymi Niemcy terroryzowali londyńczyków. Po "wyzwoleniu" przez armię radziecką znajdowała się tam baza morska rosyjskiej marynarki wojennej.
Znajduje się tam również muzeum, którego zewnętrzną część widać na zdjęciach - niestety nie mieliśmy czasu, aby je zwiedzić - było już po 15.00 a my byliśmy w połowie trasy. Powoli zaczęliśmy zdawać sobie również sprawę, że z planowanych "do 80km" może wyjść ponad 100. Zwiększyliśmy więc nieco tempo i szybko dotarliśmy do Wolgast. Na zdjęciu poniżej most zwodzony znajdujący się w tej miejscowości.
Wolgast należało przejechać prosto, jadąc przez cały czas główną ulicą. Jednak zaraz po zjechaniu z mostu zauważyliśmy na głównej drodze znak zakazu ruchu rowerów, co ciekawe nie było też nigdzie ścieżki rowerowej. Pojechaliśmy więc "skrótem", który niestety zakończył się ślepą uliczką przy niemieckich ogrodach działkowych. W końcu wróciliśmy na główną drogę, ale kosztowało nas to kilka dobrych kilometrów i sporo czasu.
Godzina zaczynała się robić późna, a chcieliśmy dojechać do Anklam jeszcze przed zmierzchem - podkręciliśmy więc tempo i właściwie bez większych postojów dojechaliśmy na miejsce.
Sporo zamieszania było również z noclegiem. Przed wyjazdem przygotowaliśmy listę miejsc gdzie można by się zatrzymać - okazało się jednak, że Anklam jest bardzo popularnym turystycznie miejscem o tej porze roku i albo wszystkie pokoje były już zajęte, albo nie odbierali telefonu. Na ratunek przyszła nam Iga (dziewczyna Filipa), która znalazła i zarezerwowała nam pokój u Herr Wolfa.
Herr Wolf jest emerytowanym pilotem Luftwafe (w holu hotelu znajduje się galeria ze zdjęciami odrzutowców, na których latał). Bardzo miły człowiek, można z nim się bez problemu porozumieć w języku angielskim. Za dwuosobowy pokój wraz ze śniadaniem zapłaciliśmy 50 euro, co nie jest wysoką ceną, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki, w jakich przyszło nam nocować. Mieliśmy dostać zwykłą dwójkę, jednak grupa motocyklistów, która przybyła tego samego dnia pozajmowała wszystkie pokoje - nasz gospodarz ulokował nas więc na poddaszu w czteroosobowym pokoju z własną łazienką i kuchnią. Dla zainteresowanych: hotel-pension-anklam.de
Do Anklam dotarliśmy przed 20, więc było jeszcze sporo czasu na zwiedzanie. Miasto jest bardzo urokliwe, położone jest nad rzeką Pianą, jednak praktycznie całe znajduje się na prawobrzeżu. Schodziliśmy je wzdłuż i wszerz podziwiając m.in. gotyckie zabudowania, które, co ciekawe, posiadały tabliczki informacyjne również w języku polskim.
Zrobiliśmy w sumie grubo ponad 100km na rowerach tego dnia, oraz dodatkowe 7 pieszo po mieście, więc po powrocie do hotelu sen przyszedł szybko :-)